niedziela, 10 lutego 2013

#04

Życie toczyło się dalej. Tętniło. Pozłocone blaskiem słońca liście stopniowo opadały na zimną glebę, zmieniając swój kolor na szary i monotonny. Drzewa pozbawione były jakiegokolwiek okrycia, a okoliczne parki przyciągały już coraz mniej dzieci. Czasem można było tylko zauważyć zakochaną parę spacerującą alejkami, bądź też siedzącą na ławce w żelaznym uścisku miłości. Zima. Nie ubłagalnie zbliżała się zima. Ta pora roku gdzie robi się zimno, a chodniki i trawę przykrywa biały puch. Są też i dobre strony. Sklepy zmieniają swój wystrój na świąteczny, a wokół nich spacerują mężczyźni przebrani w stroje Mikołaja. Właśnie.. Dużymi krokami zbliżała się zima i święta Bożego Narodzenia, a co z tym idzie urodziny. Urodziny Louisa Tomlinsona. Zwariowanego chłopaka z nieładem na głowie.

Harry siedział na parapecie okna w swoim pokoju z podwiniętymi nogami, trzymając w dłoni kubek gorącej herbaty z cytryną. I od jakiegoś czasu myślał. Zastanawiał się i sugerował co by było gdyby, a na jego usta wkradł się delikatny uśmiech. Pamiętał wszystko z ostatniego wieczoru spędzonego z Tommo. I mimo, że wspólnie nie poruszali tego tematu, Harry pamiętał wszystko co zaszło tamtego wieczoru. Pamiętał pomimo szalejących w nim procentów. Jego uśmiech automatycznie się poszerzył gdy pod zamkniętymi powiekami ujrzał to co działo się wtedy. Nie mógł odpędzić się od przyjemnego mrowienia, gdy dotknął ust swojego przyjaciela. Doskonale pamiętał jego ciche pomrukiwanie. I zdecydowanie to mu się podobało. A Louis? On udawał, że nic się nie stało. Po prostu było tak jak wcześniej. Zanim Tomlinson przyszedł do niego z butelkami piwa.
*
Louis siedział na kanapie w swoim mieszkaniu zerkając na telewizor ze stacją muzyczną, jednocześnie czytając mało ciekawy artykuł o wędkowaniu. Jednak nie mógł. Po prostu nie mógł tego tak zostawić. Szybkim ruchem odłożył gazetę, wyciągając z kieszeni rurek swój telefon, po czym wybrał odpowiedni numer. A już po kilku sygnałach prowadził ożywioną rozmowę.

~*~
- Huh.. Nick nie wiem czy to dobry pomysł. Po prostu..
- No dalej Hazz. Nie daj się prosić. Tylko nasza paczka. No i oczywiście możesz zaprosić jeszcze kogoś od siebie jeżeli chcesz. A potem wyobraź sobie tydzień białego szaleństwa.. To jak? Bukujemy bilety?
- Grimshaw! Działam pod presją i wiedz, że niedługo Cię zabiję. Rezerwuj bilety, plus jeden dodatkowy.
- No i o to chodziło Styles! Do zobaczenia.

Tydzień szaleństwa w białej Francji. Zapowiadało się nieźle. Tylko piątka znajomych, on i.. No właśnie. Harry bez namysłu nałożył na siebie kurtkę i białe converse po czym mówiąc krótkie " Zaraz wracam, mamo " opuścił dom trzaskając drzwiami. Taka okazja mogła się więcej nie powtórzyć i siedemnastolatek chciał wykorzystać to jak najlepiej. Wychodząc zza rogu automatycznie się uśmiechnął, a ostatnie metry do domu Tommo wręcz podbiegł. Szybkim ruchem nacisnął na dzwonek, czekając. Gdy drzwi się otworzyły Louis powitał go ciepłym uśmiechem zapraszając do uścisku po czym oboje weszli do środka.
- Curly..
- Shh.. Na razie nic niemów - poprosił - Pomyślałem, że mógłbyś poznać moich znajomych, no wiesz.. i stwierdziłem. Uh. Pieprzyć to! Pakuj się Tomlinson. Lecimy do Francji. - Oczy starszego chłopaka natychmiast się powiększyły, patrząc na przyjaciela w szoku.
- Zaraz, zaraz.. Francja, walizki, pakowanie?
- Razem ze znajomymi robimy sobie małą przerwę od szkoły i tego wszystkiego, jeszcze przed świętami, a mianowicie wylatujemy za 2 dni. Wszystko jest ustalone bilety zabukowane, a ty lecisz z nami. I nie ma, że boli Tomlinson. Taka odskocznia dobrze Ci zrobi, więc nie chrzań, że nie możesz i lecisz pakować walizki albo
- Albo co?
Hazz podszedł do niego bliżej wtulając głowę w zagłębienie pod jego szczęką, drażniąc swym oddechem skórę jego szyi i oplótł na niej ramiona.
- Prooooszę? - delikatnie wyszeptał odchylając głowę i patrząc na przyjaciela swoimi przenikliwymi, zielonymi tęczówkami. I Louis po prostu nie był wstanie odmówić. Nie mógł się oprzeć. Dlatego przytaknął tylko głową obserwując poszerzający się uśmiech na ustach drugiego chłopaka.

~*~
- Masz wszystko? Paszport? Wszystkie rzeczy? Harry nie zapomniałeś o niczym?
- Mamoo. Nie rób ze mnie pięcioletniego dziecka. Tak zabrałem wszystko. Jestem gotowy i proszę cię nie mów mi, że zawsze będę twoim małym synkiem.
- Dobrze, ale tylko wtedy jeżeli obiecasz że będziesz dzwonił chociaż co drugi dzień.
- Uh.. zgoda - wyszeptał patrząc na rodzicielkę, a Louis obserwując tą scenę po prostu nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Musimy się zbierać. Kocham Cię mamo.
- Ja ciebie też skarbie - Anne powiedziała tuląc do siebie jedynego syna - Bawcie się dobrze.
- Do widzenia Anne.
- Do widzenia Louis. Pilnuj go - wyszeptała tak by tylko on mógł to słyszeć, po czym drzwi się zamknęły.

- No nareszcie! Jeszcze trochę i polecielibyśmy bez Was. - odezwał się Nick, gdy dwójka zdyszanych chłopaków wbiegła do sali odlotów.
- Zamknij się Grims. Nie zrobiłbyś tego, za bardzo mnie kochasz - Harry cwaniakowato się uśmiechnął. - Dobra nie ważne. Poznajcie się. To jest Louis. Louis to jest Nick, Zayn, Liam i  Niall - wskazał ręką na poszczególne osoby uśmiechające się do nich zachęcająco, a Tommo od razu podał im rękę na przywitanie.
- Przygodo.. Nadchodzimy! - wykrzyczał uradowany Zayn, a po chwili wszyscy zostali poproszeni o przejście na pokład samolotu. Zapowiada się ciekawy tydzień, pomyślał Louis siadając na podwójnym miejscu od okna, mając przy swoim boku Hazze.
Przygoda właśnie się zaczęła..



Siemnko :3
Jak zjebanie musi być, że zaczynam od końca.. Boże. Pisze koniec na samym początku, ale wy i tak przeczytacie to na koniec. Serio jest zjebanie O.o Tak więc huh.. JEST ŹLE i zdaję sobie sprawę i jeżeli początek da się znieść to koniec zjebałam, jak to zawsze ja :) Przyzwyczajcie się xd Za błędy również przepraszam, bo na pewno jakieś są.. 
No i Massive thank u za wyświetlenia i komentarze ;')